Nie posiadam wiedzy tajemnej, nie dostąpiłem objawienia. Co więcej, nawet wobec własnych doświadczeń i twierdzeń nauki staram się zachowywać daleko idącą ostrożność. Przecież każda kolejna informacja, doświadczenie, czy odkrycie naukowe, może wywrócić z trudem budowany obraz zarówno własnego życia, jak i całej otaczającej nas rzeczywistości. Tym bardziej nie wyobrażam sobie bym o rzeczach wykraczających nie tylko poza moją wiedzę i doświadczenie, ale i dorobek nauki, o kwestiach tak absolutnych i ostatecznych, jak prawdziwa historia i natura świata, mógł wypowiadać się w sposób arbitralny. Nie będąc w stanie określić prawdziwej natury znanego mi świata, tym bardziej, nie mogę mówić z przekonaniem o tym, jak było n a p r a w d ę. Mogę jedynie, przy użyciu własnej ułomnej wiedzy i wyobraźni próbować oceniać, co jest bardziej lub mniej prawdopodobne.
Być może istnieją tacy, którzy doznali objawienia lub samodzielnie odkryli prawdziwą naturę wszechświata. Dopóki nie znajdą się dowody, w niezaprzeczalny sposób obalające tą czy inną teorię lub religię, nie będę głosił jej fałszywości, tylko dlatego, że inna niepotwierdzona wizja świata wydaje mi się bardziej wiarygodna.
Tylko, co można uznać za niezaprzeczalny dowód? Czy odkrycia naukowe określające wiek ziemi na kilka, a wszechświata na kilkanaście miliardów lat, w jednoznaczny sposób wykluczają możliwość tego, że cały znany nam świat powstawał jedynie przez siedem dni, kilka tysięcy lat temu? Niezupełnie, wystarczy wyobrazić sobie, że bóg stworzył cały świat w sposób, w jaki dziś programiści tworzą gry, a pisarze od dawna snuja swoje fantazje: akcja zaczyna się w określonym momencie, ale świat w którym się toczy, posiada przecież nie tylko bieżący kształt, ale i wymyśloną, czasami sięgającą daleko wstecz, historię...
Może jesteśmy tylko tworami jakiegoś Wielkiego Programisty i nasz świat nie jest jedyny i prawdziwy, a jedynie czymś w rodzaju rzeczywistości wirtualnej, istniejąc jako sztuczny twór w innej rzeczywistości, która też być może jest tylko.... i tak dalej. Jak daleko? Może nieskończenie?
Może jesteśmy tylko tworami jakiegoś Wielkiego Programisty i nasz świat nie jest jedyny i prawdziwy, a jedynie czymś w rodzaju rzeczywistości wirtualnej, istniejąc jako sztuczny twór w innej rzeczywistości, która też być może jest tylko.... i tak dalej. Jak daleko? Może nieskończenie?
Być może wizja boga, który w pewnym momencie postanawia stworzyć określonej wielkości świat, a następnie ogarnia go władzą absolutną, jest prawdziwa. Dla mnie jednak wygląda ona na owoc wyobraźni ludzi, którzy sięgali pamięcią jedynie parę pokoleń wstecz, a wiedzą najwyżej kilkaset kilometrów wokół. Wtedy łatwiej było sobie wyobrazić, że ktoś takie małe continuum stworzył i nim rządzi. Gdy świat zdawał się być mały i młody, bliższy i podobniejszy ludziom musiał wydawać się także jego stwórca. Bóg był dla nich ideałem rodzica wszystkich rodziców i władcy wszystkich władców, który widzi wszystko, nagradza i każe każdego po śmierci, a gdy uzna to za stosowne, ingeruje w życie swoich dzieci, poddanych.
Wyścig zbrojeń polega na tym, że na coraz lepsze narzędzia obrony odpowiada się coraz lepszymi narzędziami ataku. Swoista odmiana tego wyścigu trwa między nauką a religią. Gdy, dzięki nauce, rosła nie tylko nasza wiedza o prawach rządzących światem, ale także jego rozmiarze i wieku, religia odpowiadała rosnącym wyobrażeniem mocy boskich.
Jednak w wyścigach, szczególnie tych długodystansowych, w końcu ktoś zaczyna zdobywać przewagę. O ile łatwiej wyobrazić sobie i uwierzyć w wszechwiedzę, wszechwładzę i ingerencję boską, gdy świat jest mały. O ile trudniej, gdy nie tylko istota boga przerasta granice wyobraźni, ale także rozmiar jego domniemanego władztwa. W końcu nadchodzi moment, gdy jego władza, jak zbyt mocno rozciągnięty materiał, zaczyna coraz bardziej trzeszczeć. Coraz większego wysiłku wymaga wyobrażenie sobie, że istnieje ktoś, kto interesuje się losem, ocenia i ma plan nie tylko dla każdego z ponad 7 miliardów ludzi na ziemi, ale także dla nieznanej liczby istot rozumnych, których prawdopodobieństwo istnienia, w ostatni czasie, rośnie wprost proporcjonalnie do wzrostu zasięgu i mocy teleskopów.
Gdy tylko pojawiło się pojęcie nieskończoności, religia próbowała je całkowicie zawłaszczyć. Tylko bóg może być wieczny i nieskończony. Czas i przestrzeń już nie. Dlaczego?
Dlatego, że pojęcie władzy jest nierozerwalnie związane z pojęciem terytorium. Każda władza ma swoje granice, swój zasięg oddziaływania. Gdy wydaje się nam, że nawet wszechświat ma swoje granice, łatwiej wyobrazić sobie władzę boską ogarniającą go w całości.
Ale co się dzieje gdy zaczynamy zastanawiać się, czy słowo „całość” na pewno odnosi się do przestrzeni? Granice przestrzeni? Gdy do nich dotrę, cała przestrzeń będzie za mną, a przede mną co? Jakieś miejsca są tu, a tam już nie ma żadnego? Nie mogę ruszyć dalej? Dlaczego? Odbiję się od nicości? Zapadnę się w nią i również zniknę?
Do miejsca, w którym jesteśmy, z każdej strony światło najdalszych gwiazd leci przez miliardy lat. Mija po drodze nie tylko miliardy gwiazd, ale miliardy galaktyk, z których każda zawiera miliardy gwiazd... Im dłużej próbujemy wyobrazić sobie ten ogrom, tym trudniej jest wierzyć, że stworzyła go i pełną władzę nad nim posiada tylko jedna istota. Ale próbować można. Gdy jednak uznamy, że więcej sensu, prawdopodobieństwa, logiki, niż w twierdzeniu o krańcach przestrzeni, jest w w tym, że w każdym kierunku, za każdym kolejnym miejscem jest następne miejsce, być może nawet wszechświat za wszechświatem, i tak bez końca, w nieskończoność, coraz więcej samozaparcia wymaga wiara we wszechmogącego. Uświadamiamy sobie, że nie można być wszędzie, gdy to wszędzie nie ma granic, że wobec ogromu świata nawet boska władza jest jak za krótka kołdra.
Podobnie z czasem, każda skutek ma swoją przyczynę, która jest skutkiem poprzedzającej ją przyczyny. Jeżeli przyczyną istnienia wszechświata (tego jednego, naszego) jest bóg, to i on musiał mieć przyczynę, a ona poprzednią i tak w nieskończoność.
Nie wierzę, że czas zaczął się np. od wielkiego wybuchu. On też miał swoja przyczynę... i tak dalej. Istnienie pierwszej przyczyny, początku czasu, który z niczego nie wynikał i nic go nie poprzedzało, jest po prostu nielogiczne. Tak samo bóg, który pojawia się znikąd, albo był od zawsze i nagle postanawia stworzyć te wszystkie galaktyki. Co robił przez te wszystkie niekończące się miliardy miliardów lat wcześniej?
Nie wierzę, że czas zaczął się np. od wielkiego wybuchu. On też miał swoja przyczynę... i tak dalej. Istnienie pierwszej przyczyny, początku czasu, który z niczego nie wynikał i nic go nie poprzedzało, jest po prostu nielogiczne. Tak samo bóg, który pojawia się znikąd, albo był od zawsze i nagle postanawia stworzyć te wszystkie galaktyki. Co robił przez te wszystkie niekończące się miliardy miliardów lat wcześniej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz